Jaki jest sens umieszczać na blogu zdjęcia — inspiracje?

Nad tym pytaniem zastanawiałam się od chwili, w której postanowiłam założyć bloga. Z tą kwestią związane są bowiem dwa problemy.

Pierwszy dotyczy praw autorskich.

W tym względzie prawo nie pozostawia miejsca na wątpliwości — bez zgody autora zdjęć nie można umieszczać ich na swojej stronie. Dotyczy to wszystkich rodzajów zdjęć, a więc nie tylko zdjęć wnętrz, ale i pojedynczych produktów, z czego wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy. Nie ma przy tym znaczenia, czy napiszę o danej rzeczy dobrze, czy źle. Nie ratuje mnie nawet podanie źródła. Tak robić nie wolno.

Tyle teoria. A praktyka?

Na ten temat pisać nie muszę — wiesz jak jest. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że blogi wnętrzarskie nie powstałyby, gdyby nie łamały prawa.

Ten aspekt „korzystania” z cudzych zdjęć nie dawał mi jednak spokoju i zastanawiałam się, czy w obliczu tak skonstruowanego prawa istnieje jakieś wyjście. Szukałam i znalazłam. Istnieje legalna alternatywa i jest nią embedowanie, czyli osadzanie np. na blogu zdjęć pochodzących z innych stron przy pomocy specjalnego kodu HTML. Największe źródła zdjęć, czyli Pinterest, Instagram, czy wreszcie popularna strona houzz.com umożliwiają takie rozwiązanie, generując odpowiedni kod do każdego zdjęcia.

Z możliwości tej zamierzam skorzystać, choć nie jest to idealne rozwiązanie, gdyż narzuca pewien format, wielkość i opisy (jak wyglądają takie osadzone zdjęcia możesz zobaczyć poniżej), a na dodatek — i to jest największy minus — jeśli zdjęcie źródłowe zostanie usunięte, zniknie również z bloga…

Drugi problem jest bardziej złożony, ale postaram się w pewnym skrócie przedstawić Wam swoje przemyślenia.

Większość zdjęć przedstawia przestronne wnętrza, podczas gdy polskie realia zmuszają nas do „nieco mniejszych przestrzeni”. Nie zliczę już, ile razy czytałam komentarze w stylu: „wszystko to jest bardzo ładne, ale moja łazienka jest mała i nic mi te aranżacje nie dają”.

Czy któraś z Was ma bowiem taki salonik?

Po drugie — na tych zdjęciach „widać pieniądze”. Brutalna prawda wygląda jednak tak, że większość z nas nie ma szans ani na takie przestrzenie, ani na takie wyposażenie.

Która z Was ma na liście rzeczy do kupienia taki szklany stoliczek za ponad 7 tys. złotych?

Kolejna kwestia — te zdjęcia są, jak to określają niektórzy „bez życia” i trudno znaleźć na tych wystylizowanych ujęciach przedmioty codziennego użytku.

Czy w tej boskiej kuchni ktoś w ogóle gotuje?

Jaki jest więc sens przedstawiania tych wszystkich — i tu znowu zacytuję słowa z komentarzy — „wypasionych”, „nowobogackich”, „luksusowych”, „wystylizowanych” wnętrz?

Sens jest dla mnie oczywisty i prosty zarazem.

Tu nie chodzi o wielkość i luksus. Inspiracje uwrażliwiają nas na piękno, uczą poczucia estetyki, ładu i harmonii, pokazują proporcje i kolory, rozwijają naszą wyobraźnię, sprawiają, że stajemy się bardziej kreatywni i motywują do zmian przestrzeni, którą się otaczamy.

Czy to nie jest wystarczająco ważny powód?

Pozdrawiam Was,
Iwona