Panele z v-fugą — czy jest się czego obawiać?

Panele z v-fugą to obecnie standard wśród paneli i wydawać by się mogło, że pisanie na ten temat kolejnego tekstu mija się z celem. Jednak do wypowiedzenia się w tej sprawie skłoniły mnie komentarze pod niedawno przeczytanym przeze mnie artykułem dotyczącym paneli właśnie.

O co chodzi z tymi v-fugami?

Na wszelki wypadek, gdyby któraś z Was nie wiedziała czym jest ów panel z v-fugą wyjaśnię, że jest to panel, który ma frezowany bok z dwóch lub czterech stron. Taki frez sprawia, że panele znajdujące się obok siebie tworzą niewielki rowek w kształcie litery „v”. Powierzchnia z takich paneli w zależności od tego, czy panele mają dwa, czy cztery frezy przypomina podłogę z długich bądź krótkich desek. Jest wizualnie lepszym rozwiązaniem od podłogi ze zwykłych paneli, które tworzą równą powierzchnię, i które niestety nie przypominają drewna. Na pierwszy rzut oka widać, że to panele.

Skoro panele z v-fugą są lepsze to czemu wciąż wywołują kontrowersje?

Sprawa jest dość prosta — wszyscy pytają o użytkowanie paneli z v-fugą pod kątem brudu i w konsekwencji ich uciążliwego mycia.

Kiedy teraz myślę o tym „problemie” chce mi się śmiać, ale zapewniam, że ponad rok temu wcale nie było mi do śmiechu… Wyobraźnia podsuwała mi widoki rowków zapchanych brudem, które będę czyścić przysłowiową szczoteczką do zębów. Co prawda wypowiedzi osób użytkujących tego typu panele były pozytywne, jednak nie było ich dużo i odnośnie wielu komentarzy miałam podejrzenia, że chodzi raczej o ukrytą reklamę niż rzeczywiste doświadczenia. W zasadzie byłam tak negatywnie nastawiona do v-fugi i potencjalnych z nią problemów, że postanowiłam wybrać bezpieczniejsze rozwiązanie i kupić zwykłe, proste panele.

Jednak, jak to w życiu czasami bywa — stało się inaczej niż planowałam.

Pewnego dnia pojechaliśmy do znajomych, którzy rok wcześniej wykańczali dom. W jednej części domu mieli położone zwykłe panele, a w drugiej z v-fugą. Jak możecie się już domyślić po tej wizycie zmieniłam zdanie.

Przede wszystkim zobaczyłam panele na dużej przestrzeni — nie zdjęcia, nie fragment ekspozycji w sklepie, lecz użytkowaną przez ponad rok czasu podłogę.

I po pierwsze — gospodyni rozwiała moje wszelkie obawy związane z brudem i myciem paneli z v-fugą. Po drugie — mogłam zobaczyć w rzeczywistości to, o czym do tej pory tylko czytałam i oglądałam na zdjęciach. Różnica w wyglądzie podłogi, na której były panele z v-fugą i tej, na której były gładkie panele była znacząca. Taki z pozoru mały szczegół, a tak wiele zmienia…

Zaryzykowałam, kupiłam panele z v-fugą i… nie żałuję.

Mieli rację ci, którzy pisali, że nie są potrzebne żadne dodatkowe zabiegi czyszczące. Nic się w tych rowkach nie gromadzi na tyle, żeby wymagały specjalnego traktowania. Wystarczy odkurzacz, mop i jest czysto.

V-fugi w panelach nie można porównać do fugi, która jest między płytkami. To całkiem dwie różne sprawy. Fuga na podłodze np. w łazience, czy w przedpokoju już po niedługim czasie nie przypomina swojej pierwotnej wersji i nie wierzę, że istnieje sposób na jej idealne utrzymanie. V-fuga jest cały czas taka sama — nic w tym rowkach nie ciemnieje, ani w żaden inny sposób się nie zmienia.

Należę do pedantycznych osób i takich, które widzą brud nawet tam, gdzie go nie ma. Nie wybieram rozwiązań, które dobrze wyglądają tylko na zdjęciu, a w życiu codziennym mogą stać się zmorą (np. zrezygnowałam z białych okien). Jeśli piszę, że panele z v-fugą są bezproblemowe to możesz mi uwierzyć. I nie piszę tak tylko dlatego, że je mam, ale dlatego, że faktycznie tak uważam.

Na zakończenie napiszę, że mam panele z v-fugą (frezy na dwóch dłuższych bokach) firmy Pergo w kolorze dąb premium.

Pozdrawiam Was,
Iwona