Gdyby na świecie nie było brudu ani owadów miałabym białe okna. Gdybym na dodatek wygrała w totka miałabym tak:
Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna. I kiedy przyszedł czas na decyzję dotyczącą zakupu okien stanęłam przed trudnym wyborem.
Białe okna miałam w poprzednim mieszkaniu, więc nie teoretyzuję w tym temacie tylko mogę Wam przedstawić swój punkt widzenia z perspektywy własnego doświadczenia.
Pierwsza sprawa — w porównaniu z innymi oknami na białych brud jest bardziej widoczny.
Ten problem dotyczy zwłaszcza zewnętrznych części okien. Na dodatek po kilku latach białe okna zaczynają wyglądać nieciekawie — brud „wżera się” w zakamarki i nie sposób ich dokładnie domyć. A widać każdą szarą, niedomytą smugę. Coś co jest w ogóle niewidoczne np. na okleinie drewnopodobnej na białej powierzchni ramy od razu rzuca się w oczy. W mieszkaniu nie jest to może tak istotne, gdyż mało kto ogląda okna z zewnątrz — właściwie tylko będąc na balkonie. W domu jest jednak nieco inaczej. Okna na parterze to widok niemal codzienny i brudny biały plastik to nie jest coś o czym marzyłam.
Kolejna sprawa dotyczy much i innych latających owadów. Muchy oprócz latania wokół lampy uwielbiają spacery po oknach. Niestety mają brzydki zwyczaj paskudzenia powierzchni, po której wędrują. Efekty ich pobytu są szybko widoczne na białej ramie. I tu znowu wygrywa drewnopodobna okleina, której niejednolita faktura lepiej sobie radzi (oczywiście wizualnie) z tym problemem.
Od razu dodam, że much w domu jest dużo więcej niż w mieszkaniu. Nie przesadzam. I są to nie tylko muchy, ale różne owady, o istnieniu których nie miałam dotąd pojęcia. Walczę z tym owadzim światem na różne sposoby, ale na razie pierwszy ubiegłoroczny sezon zakończyłam wynikiem 1:0 dla much.
Kiedy tak piszę o tym brudzie to już słyszę głosy oburzonych, że „lepiej widzieć brud i go umyć, niż nie widzieć i żyć w brudzie”. To jednak bardzo uproszczony sposób rozumowania. Nie chodzi o mi o to, żeby żyć w brudzie, ale o to, żeby nie dać się zwariować. Nie znam nikogo, kto myje okna (całe okna, a nie tylko szyby) raz w miesiącu, więc przy białych oknach musimy raczej „przymknąć oko” na pewne niedoskonałości. Zwłaszcza, jeśli nie ma firanek.
Druga kwestia dotyczy mojego subiektywnego wyobrażenia białych okien. Kiedy mówię „białe okna” mam w głowie taki obrazek:
Nie są to tylko białe ramy i ościeżnice, ale szprosy, glify, opaski i parapety, które stanowią kompletną, spójną całość i to właśnie dzięki tym wszystkim detalom te okna są takie wyjątkowe. Niestety drewniana stolarka okienna jest poza moim zasięgiem cenowym…
Natomiast zwykłe białe plastikowe okna, które sama kiedyś miałam nie robią na mnie większego wrażenia:
Na coś jednak musiałam się zdecydować. Na jednej szali stanęły zwykłe białe okna na drugiej… No właśnie. Jakie? Jeśli nie białe to jakie?
Teoretycznie wybór kolorów jest bardzo duży — cała paleta RAL. W praktyce raczej nikt żółtego, czy czerwonego okna nie wybierze. Pozostają szarości, może beże.
Alternatywa to okleiny drewnopodobne. Niestety producenci okien mają, moim zdaniem, mały wybór, jeśli chodzi o okleiny. W zasadzie wybór ogranicza się do ciemnych kolorów np. orzech albo jasnych, lecz ciepłych lub wpadających w rudości odcieni np. złoty dąb. A to „nie moje” kolory.
Kiedy tak zastanawiałam się co wybrać, wiosną 2015 roku weszły do oferty kilku producentów dwa nowe kolory. Nowe, bo zupełnie do tej pory niespotykane odcienie. Drewnopodobne, lecz o zimnym odcieniu — polareiche (dąb polarny) i vintage oak (dąb vintage). Vintage oak był dla mnie zdecydowanie zbyt ciemny natomiast polareiche miał odcień beżu, który chciałam wprowadzić do domu. Zaryzykowałam…
Okna są na tyle jasne, że nie tworzą „ramy obrazu”, nie odcinają się od jasnej ściany. Natomiast kolor i niejednolita faktura sprawiają, że ramy wydają się być czyste.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Otóż, kiedy rok później przyszłam do tego samego salonu okien kupić bramę garażową, spytałam, czy ktoś poza mną kupił okna w kolorze polareiche. Dowiedziałam się, że byłam jedyną osobą, która wybrała ten kolor.
Przy okazji spytałam jakie kolory cieszą się największym powodzeniem. Sprzedawca powiedział, że niezmiennie od wielu lat klienci preferują orzech, z nowszych oklein ciemny, brązowy kolor o nazwie tiama, biel i ostatnio coraz częściej antracyt. Słabnie powodzenie złotego dębu.
Przyznam, że zdziwiło mnie to zestawienie, zwłaszcza tak duża popularność ciemnych okien w dobie wszechobecnej bieli. Zaskakująca była też informacja, że biel jest często wybierana nie z powodu przekonania do tego koloru, lecz ze względów finansowych (białe okna są najtańsze).
I dlatego w dzisiejszym poście chciałam Wam pokazać, że może warto czasami wyjść poza utarty schemat. Może warto zaryzykować i wybrać inny, mniej popularny kolor?
Pozdrawiam Was,
Iwona